Pokazywanie postów oznaczonych etykietą O wszystkim i o niczym. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą O wszystkim i o niczym. Pokaż wszystkie posty

17 września 2013

Co oczy widzą, to serce rusza czyli o wszystkim i o niczym.

Tak ostatnio naszło mnie na przemyślenia i oto wpadł jeden temat, który straaasznie mnie intryguje. Zawsze się mówi "nie oceniaj książki po okładce", a gdyby zapytać ludzi na ulicy to większość, chcąc pokazać, iż nie są płytcy i powierzchowni, odpowiedzą, że ważniejsza jest treść. Czy tylko ja jestem tak powierzchowna i uważam, że okładka JEST ważna? Przecież, kiedy wchodzimy do księgarni to ładne i ciekawe szaty graficzne sprawiają, że chcemy dowiedzieć się o czym jest książka. Nie oszukujmy się, rzadko czytamy to, co z wyglądu nas odpycha. Przynajmniej tak jest jeśli chodzi o zakupy nieplanowane. Jasne, że kiedy dokładnie wiemy , co mamy kupić to nas to nie zraża. Ja jednak jestem zwolenniczką spontanicznych zakupów.

13 kwietnia 2013

W językach czyli o wszystkim i o niczym.

Dzień dobry, cześć i czołem! :)

Ostatnio wszystko ignoruję, a to z powodu różnych projektów i konkursów szkolnych, do których po części jestem zmuszana. Strasznie dużo ich szczególnie jeśli chodzi o przedmioty humanistyczne. Skoro nie mam czasu, a angielski i hiszpański muszę wkuwać jak szalona, to mogę się podzielić tym, co o tym myślę. 
Dzisiaj pod moją lupę idą książki w oryginale i te z przekładem na język polski.
„Mówi się, że kto zna języki obce, widzi wyraźniej świat. Każdy język wyraża inny punkt widzenia”~ Alessandro D'Avenia "Biała jak mleko, czerwona jak krew"

17 listopada 2012

O wszystkim i o niczym czyli wyższość książki nad filmem... A może nie?

Witam Was! :)
Internetu jak nie było tak nie ma i jeszcze z tydzień nie będzie. Mam w zanadrzu recenzję, druga się tworzy, ale, na razie, tylko na papierze. Nie dość, że internetu brak to jeszcze klawiatury i myszki pozbawili -.- 
Jednakże jak tylko odzyskam wszystko co powinnam to recenzja się pojawi. Może...

Dziś raczej szybko, bo czasu brak. Od dłuższego czasu miałam ochotę napisać coś na temat ekranizacji książek. Zakładam, że dużo osób uważa, że film na podstawie książki jest niefajny, nieciekawy, gorszy, beee i nie wiadomo co jeszcze. Sama przyznam, że ekranizacji raczej unikam, a jeśli już to najpierw przeczytam książkę. Chodzi mi przede wszystkim o to, że podczas czytania rozwija się nasza wyobraźnia, możemy puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie niesamowite rzeczy. W filmie natomiast nic już nie jest tak rzeczywiste jak w naszej głowie. Czyż nie? Wkrada się narzucony z góry obraz bohaterów, miejsc. Gra aktorów też może nie przypaść nam do gustu. Nie wspominam nawet o różnych elementach dodawanych komputerowo. Najgorsze jest jednak to, że cały wyimaginowany świat stworzony przez wyobraźnie zostaje zniszczony. Przychodzi po prostu jakiś facet, pokazuje zezwolenie (co gorsze podpisane naszą ręką, w większości wypadków w pełni świadomie), podkłada dynamit lub też inny środek wybuchowy i...BUM! Wszystko legło w gruzach.
Takie jest moje zdania - w większości wypadków.

Kiedyś podobnego typu rozmowa wywiązała się między mną, a moją przyjaciółką - czytelniczką. Próbowała mnie ona przekonać, że filmy są na ogół dobrym odzwierciedleniem książek. Z niesamowitym zapałem chodzi do kina, ze szczególnym uwzględnieniem ekranizacji. Ciągnie za sobą również mnie, ale - jak staram się jej to wytłumaczyć - takie rzeczy nie są dla mnie. Niezgodność opinii na ten temat wcale nie oznacza, że nie chodzimy razem do kina czy też nie polecamy sobie różnych filmów. Sama przecież też chcę zobaczyć czy film na podstawie mojej ulubionej lektury wypadnie w miarę dobrze czy może będzie kompletną klapą.

Nie można też zapomnieć, że istnieją książki oparte na filmach. Przykładem może być "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", które niedawno recenzowałam. Zarówno film jak i książka mnie uwiodły, lecz to w źródle pisanym przy końcówce poleciały łzy.

~Dziękuję za to, że byliście w stanie doczytać do końca. Mam nadzieję, że niedługo będzie więcej czasu

8 września 2012

Trochę własnej paplaniny czyli o wszystkim i o niczym.

Dziś trochę od rzeczy. A skoro i tak ten blog nie jest, na razie, zbytnio popularny czy to ważne o czym będę pisała? Czasami zastanawiam się czy jest sens prowadzenia tego bloga i pisania recenzji. "Bo przecież nie mama czasu, mam naukę, treningi, gram na gitarze i jest jeszcze oglądam anime, co zresztą robię dzień w dzień, a to co piszę i tak nie styka się z nie wiadomo jak optymistyczna reakcja - jeśli mogę tak to określić" - użalam się ale potem zawsze otrząsam się i ganię się w myślach: "Przecież i tak będziesz czytała. Raz na jakiś czas możesz napisać recenzję, aż w końcu nastanie dzień, gdy znajdziesz trochę więcej czasu." Nie, żebym się nad sobą użalała czy też uważała, że nauka jest dla mnie strasznie ważna, ale siedzenie w szkole od ósmej czy siódmej do wpół do czwartej czy też, momentami, wpół do piątej zobowiązuje. Nie wspominając o niewyobrażalnej ilości zadań domowych. A to przecież dopiero początek roku! Przez co stwierdzam, że niektórzy nauczyciele naprawdę nie mają wyobraźni.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...