17 listopada 2012

O wszystkim i o niczym czyli wyższość książki nad filmem... A może nie?

Witam Was! :)
Internetu jak nie było tak nie ma i jeszcze z tydzień nie będzie. Mam w zanadrzu recenzję, druga się tworzy, ale, na razie, tylko na papierze. Nie dość, że internetu brak to jeszcze klawiatury i myszki pozbawili -.- 
Jednakże jak tylko odzyskam wszystko co powinnam to recenzja się pojawi. Może...

Dziś raczej szybko, bo czasu brak. Od dłuższego czasu miałam ochotę napisać coś na temat ekranizacji książek. Zakładam, że dużo osób uważa, że film na podstawie książki jest niefajny, nieciekawy, gorszy, beee i nie wiadomo co jeszcze. Sama przyznam, że ekranizacji raczej unikam, a jeśli już to najpierw przeczytam książkę. Chodzi mi przede wszystkim o to, że podczas czytania rozwija się nasza wyobraźnia, możemy puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie niesamowite rzeczy. W filmie natomiast nic już nie jest tak rzeczywiste jak w naszej głowie. Czyż nie? Wkrada się narzucony z góry obraz bohaterów, miejsc. Gra aktorów też może nie przypaść nam do gustu. Nie wspominam nawet o różnych elementach dodawanych komputerowo. Najgorsze jest jednak to, że cały wyimaginowany świat stworzony przez wyobraźnie zostaje zniszczony. Przychodzi po prostu jakiś facet, pokazuje zezwolenie (co gorsze podpisane naszą ręką, w większości wypadków w pełni świadomie), podkłada dynamit lub też inny środek wybuchowy i...BUM! Wszystko legło w gruzach.
Takie jest moje zdania - w większości wypadków.

Kiedyś podobnego typu rozmowa wywiązała się między mną, a moją przyjaciółką - czytelniczką. Próbowała mnie ona przekonać, że filmy są na ogół dobrym odzwierciedleniem książek. Z niesamowitym zapałem chodzi do kina, ze szczególnym uwzględnieniem ekranizacji. Ciągnie za sobą również mnie, ale - jak staram się jej to wytłumaczyć - takie rzeczy nie są dla mnie. Niezgodność opinii na ten temat wcale nie oznacza, że nie chodzimy razem do kina czy też nie polecamy sobie różnych filmów. Sama przecież też chcę zobaczyć czy film na podstawie mojej ulubionej lektury wypadnie w miarę dobrze czy może będzie kompletną klapą.

Nie można też zapomnieć, że istnieją książki oparte na filmach. Przykładem może być "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", które niedawno recenzowałam. Zarówno film jak i książka mnie uwiodły, lecz to w źródle pisanym przy końcówce poleciały łzy.

~Dziękuję za to, że byliście w stanie doczytać do końca. Mam nadzieję, że niedługo będzie więcej czasu

8 listopada 2012

Śmiertelność ciała potrzebna do zbawienia?



Autor: Alyson Noel
Tytuł: Na zawsze.
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Przełożyła:  
Kitowska Marta
Cena:  29.90 zł


To już ostatnia część serii pt. Nieśmiertelni. Kupiłam książkę bardziej dla zasady. Po prostu muszę kończyć wszystko co zaczęłam. Teraz nie wiem czy śmiać się czy płakać. Pierwsza część mnie oczarowała, a reszta… No cóż. Sama polecałam tę serię koleżance. Nie wiem czy słusznie. Wybaczcie mi również tą długą i jakże karygodną przerwę – od trzech tygodni nie mam internetu! I nic nie zapowiada się na to, żebym w najbliższym czasie go odzyskała.


To już ostatnia podróż Ever i Damena. Nie jest łatwa. Niesie za sobą wiele poświęcenia i trudu. Cała historia zaczęła się od śmierci rodziców Ever. Później była miłość, stopniowe dowiadywanie się prawdy, zabicie swojej najlepszej przyjaciółki oraz kłótnia z ciotką Sabine. W ostatniej części bohaterowie stają na rozdrożu dróg mającą do wyboru dwie odmienne ścieżki. Wydarzenia, które ukazuje im pozornie zwariowana i zgrzybiała Lotos postawią pod znakiem zapytania ich przeszłość i sprawią, że decyzja będzie jeszcze trudniejsza. Co stanie się, gdy wybiorą różne ścieżki? Czy wieczna miłość po prostu się skończy?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...